Pracownia Fotograficzna Kath

Tak się nie robi

Tak się nie robi

Nie mów nigdy nigdy. Przenigdy się nie zarzekaj. A już nigdy, absolutnie nigdy nie powstrzymuj się przed zrobieniem czegoś tylko dlatego, że „tak się nie robi”. Takie rady daję sama sobie codziennie, i czasem nawet udaje mi się z nich skorzystać. Tak było tym razem. Otóż całe moje fotograficzne życie zarzekałam się, że nie będę fotografować ślubów…

 

Taka sytuacja: mój mąż jest szczęśliwym posiadaczem pewnej przystojnej syreny. To piękny model, z charakterem i ciekawą historią (o której nie będę tu ani teraz, to nie o tym). Raczej nie jest wymarzonym wozem na ślub, bo panny młode często mają tzw. „suknię z kołem” (czytaj: potrzebują drzwi jak do szafy), a syrena ma tylko dwoje drzwi i na tył wchodzi się przez przednie siedzenie – mało wygodnie dla kogoś, kto dźwiga ze sobą suknię wielkości namiotu. Ale pewnego pięknego dnia do mojego męża zapukał stary znajomy i nie dość, że oświadczył, że się żeni, to jeszcze poprosił o możliwość wykorzystania syreny w ten dzień. A ja, jak to ja, niewiele myśląc (cóż…) zaproponowałam „A ja zrobię wam zdjęcia!”…

 

Oczywiście syrena została wyglancowana (nie, żeby tego jakoś specjalnie potrzebowała, mój mąż ma na drugie imię pedant) i razem z kierowcą – także wyglancowanym - w rzeczony dzień była gotowa do wyzwania. Ja natomiast zaczęłam się zastanawiać, co niby takiego najlepszego zrobiłam. Może i robiłam panning milion razy, ale po pierwsze, AUTA, a nie ludzi w środku, a po drugie – wiózł mnie zawsze ten sam gość, który teraz jedzie autem mającym być fotografowane, i nagle stanęłam przed koniecznością znalezienia nowego kierowcy.

Może się wydawać oczywiste, kiedy mówię, że należy jechać „równo, stabilnie, bez przyspieszania i zwalniania” – i czasem kierowca serio myśli, że tak właśnie jedzie. Ale aparat nakręcony na mega ultra turbo długi czas naświetlania nie wybacza najmniejszego drgnienia. Dlatego miałam naprawdę ból głowy, szukając kierowcy na ten dzień. Jeden sprawdzony nie mógł. Na szczęście mogła pewna świetna dziewczyna, która prowadzi jak transporter. Więzy krwi w tym przypadku przypadkowe 🙂 Natychmiast zrozumiała, o co chodzi. I jechała idealnie.

Pozostał problem samych zdjęć. Normalnie ostrzę na grilu i ustawiam taki czas, żeby uzyskać spektakularny rozmaz tła, nawet kosztem podobnego rozmazu kierowcy (i ludzi w środku – bo ludzie, umówmy się, się ruszają…). A tutaj zależało mi, żeby przede wszystkim pasażerowie syreny byli odpowiednio widoczni. Musiałam ostrzyć na nich, nie na grila i modlić się, żeby domknięta przysłona załatwiła resztę. Na szczęście przejazd był na tyle długi, że udało mi się nie tylko zastosować różne nastawy (różne czasy naświetlania – bo jeśli zaczną się tam w środku ruszać, niech będą ostrzy chociaż na zdjęciach zrobionych na 1/50 – choć jest to czas zdecydowanie za krótki na epickie rozmycie tła), ale nawet różne obiektywy. Na szczęście pasażerowie syreny, zresztą kierowca też, siedzieli spokojnie. Na tyle byli nieruchomi, że udało mi się ich „wyjąć” nawet przy 1/20, czyli przy czasie, którego przenigdy nie zastosowałabym do fotografii ludzi (ssaków… zwierząt…). I jeszcze jedna kwestia, choć tę rozstrzygnęłam zanim w ogóle wyszłam z domu. Otóż normalnie bardzo lubię panning moją sigmą 24 1.4. To fantastyczny, choć lekko foszasty obiektyw. Z celnością u niego różnie, ale jak już trafi, to daje niesamowity, kinowy obrazek. Tylko ogniskowa jest bezwzględna: wyobla i wybula jak wypukłe lustro (ok., przesadzam trochę, ale serio to nie jest ogniskowa do portretów, ludzi i w ogóle małych rzeczy, zwłaszcza jeśli ci ludzie mają być w pewnej odległości). Dlatego postanowiłam użyć sigmy 105 i nikkora 50. Sigma co prawda ma światłosiłę 2.8 (jak  z przodu jest więcej niż 1, dostaję nerwowej wysypki), ale przy długim czasie – i preferowanej wysokiej przysłonie – ujdzie. Wiem, wiem, przesadzam i coraz więcej widzę fotografów grzmiących, że nie ma co schodzić w obiektywach poniżej światłosiły 4, bo nie widać różnicy. Może i nie widać. Ale ja do dzisiaj pamiętam, i będę pamiętać do końca życia, euforię na widok pierwszego  zdjęcia zrobionego obiektywem ze światłem 1.8… Sigma, mimo światła 2,8, ma genialną ogniskową - 105mm. To na tyle dużo, żeby móc złapać spokojnie jadące w pewnej odległości auto (a raczej ludzi w nim) i na tyle mało, żeby auto nie wyjeżdżało za bardzo z kadru (najczęściej). Więc kompromis uznałam za bynajmniej nie zgniły. Tyle o sigmie. Drugi obiektyw do nikkor 1.8, zresztą ten sam, o którym pisała zdanie temu. Tak, to mój pierwszy obiektyw ze światłem poniżej 2 i mimo, że od dawna przymierzam się do wymiany go na 50mm 1.4, nadal jest w mojej torbie i jest pierwszym (a potem długo długo nic) wyborem zawsze wtedy, kiedy nie ma opcji powtórki, kiedy MUSI być ostro od razu, a temat nie wybacza. Słowem: obiektyw do zadań specjalnych, reportaży, rajdów, wariactw wszelakich. I jak zwykle, spisał się na medal. Choć moja miłość do ogniskowej 50mm ostatnio spada (ale o tym napiszę kiedy indziej), nadal sięgam po ten obiektyw nadzwyczajnie często i nigdy, przenigdy mnie nie zawiódł. Tutaj dostarczył kadrów nieco szerszych, troszkę bardziej scenicznych (choć nie tak scenicznych, jak 24mm, ale albo sceneria, albo pasażerowie, ciastko jest jedno).

Jeszcze jedna sprawa. Drobna. Otóż szyby klasyków są często klejone. Zwłaszcza polskich klasyków. Jest to bardzo widoczne na zdjęciach - oko ludzkie przegrywa w przedbiegach z każdym obiektywem, jeśli chodzi o takie rzeczy. Te klejenia czasem nieco przyćmiewają pasażerów samochodu. Jest to kompromis, na który ja osobiście się godzę - kompromis między obrazem samochodu a tym, co jest w jego środku. Natomiast udało mi się też złapać kilka kadrów pod takim kątem, że klejenia są niewidoczne. Wręcz wygląda to, jakby nagle ktoś wymontował szybę 🙂 Na etapie robienia zdjęć ta zmiana jest nie do uchwycenia. Takie rzeczy widać dopiero w obróbce. Dlatego jedyna rada to taka, żeby nie utrzymywać bezkrytycznie jednego jedynego kąta między samochodem, w którym się siedzi a samochodem, który się fotografuje. Zmiana kąta nie tylko dobrze robi na "nudę" galerii, ale także na tego typu drobiazgi.

Ok., tyle technicznych wynurzeń.

Efekt? Zobaczcie sami! Choć dzień nie zachwycał aurą, zdjęcia pozostaną mam nadzieję miłą pamiątką dla młodej pary.

 

W sumie, jak teraz o tym myślę, to bardzo dziwne. Pomyślcie sami: przecież często na ten dzień wynajmuje się wymarzony samochód. Samochód pełni niebagatelną rolę, jest wybrany starannie i stanowi dość istotny element całej imprezy. A fotografowie, którzy ten dzień upamiętniają, mają tendencję do całkowitego ignorowania wozu. Niby zrozumiałe: to fotografowie reportażowi, specjalizujący się w łapaniu chwil, min i twarzy. Samochód to zupełnie co innego. A już panning – zapewne nie jest to coś, co normalnie do śniadania robi każdy fotograf ślubny. Każda technika wymaga pewnej praktyki, a fotografowie ślubni nie mają raczej do panningu za wiele okazji, bo i skąd i po co. (choć jak teraz się nad tym zastanawiam, panning pierwszego tańca to by było coś, prawda? Do dzieła, ślubniacy :->) Ale jednak ja bym bardzo chciała mieć z mojego własnego ślubu takie zdjęcia, zdjęcia na których widać samochód, widać nas w samochodzie, widać jak pędzimy (choć jechaliśmy pewnie nie więcej niż 50km/h haha). Niestety nie mam takich zdjęć. I kurka strasznie żałuję.

 

Dlatego jeśli ktoś miałby ochotę na nieco bardziej motoryzacyjne zdjęcia ze swojego ślubu, serdecznie zapraszam! Bo co z tego, że „tak się nie robi”? Nic! Skoro Amy Shore* może fotografować imprezy motoryzacyjne tak, jak śluby, to ja mogę fotografować śluby jak imprezy motoryzacyjne. Efekty mogą być niezłą pamiątką na resztę życia. Nietuzinkową pamiątką. W końcu „tak się nie robi” 😀

 

 

A młodej parze z syreny serdecznie życzę szerokości!

TUTAJ możesz obejrzeć więcej zdjęć z tej motoryzacyjno-ślubnej sesji.

 

*Kim jest Amy Shore? Fotografką motoryzacyjną, która zaczynała od fotografii ślubnej i zaczynając fotografować samochody - kompletnie zignorowała wszystkie zalecenia i robiła "to, co uważa". Dzięki temu stworzyła niepowtarzalny styl i jest teraz chyba jedną z bardziej znanych postaci na fotograficzno-motoryzacyjnej scenie, plus jest ambasadorem marki Nikon. Słowem, świetna babka.

Spotkajmy się online